Jestem na urlopie macierzyńskim. A ten wpis zawiera mój bardzo subiektywny punkt widzenia.
Ile kobiet – tyle różnych doświadczeń, sposobów spostrzegania oraz emocji. I ja mam własne.
Postanowiłam podzielić się z Tobą tym, co dla mnie istotne, pozytywne i wartościowe z perspektywy rozwoju. Nie jest to wpis o macierzyństwie jako takim. (O tym, jak macierzyństwo rozwija człowieka, może napiszę kiedyś całą książkę!)
Praca, praca, praca…
Kiedy jesteś aktywna zawodowo, to po pracy najczęściej szukasz wypoczynku. Niestety, zwykle trzeba jeszcze ogarnąć dom, zorganizować coś do jedzenia. Spotkać się ze znajomymi. I kiedy w końcu masz chwilę dla siebie to najchętniej byś… nic nie robiła. Wiem – znam to.
A na urlopie macierzyńskim? Też jest wiele do zrobienia. Czasem tak wiele, że nie wiadomo, w co ręce włożyć, a najlepiej byłoby zrobić to wszystko naraz bo… dziecko wzywa!
Za czym tęsknisz?
Opieka nad dzieckiem może być już sama w sobie niezwykle rozwijająca. Możesz dowiedzieć się wiele o sobie. Jak również wiele się nauczyć, rozwinąć umiejętności. Zostać np. mistrzem organizacji 😉 Fantastycznie, jeśli też tak to widzisz!
Ale jest też tak, że tęskni się za czymś innym niż gotowanie, prasowanie, przewijanie… I tym tęsknotom trzeba wyjść naprzeciw. Zrobić coś dla siebie. Coś, co wymaga od nas wysiłku innego niż ten przeznaczony na prace domowe. Twojej głowie dobrze zrobi oderwanie się od pieluch.
Urlop macierzyński (jak i zwolnienie lekarskie przed porodem) jest doskonałym czasem na rozwijanie swoich zainteresowań!
Determinacja – słowo klucz
Wiele kobiet pewnie powie, że nie ma opcji. Nie ma czasu. Niemożliwe. Za dużo na głowie.
Uważam, że nie czas jest najważniejszy, a determinacja. Jeśli chcesz, naprawdę chcesz zrobić coś dla siebie – to zrobisz. A Twoja głowa jest na to gotowa bardziej niż kiedykolwiek!
Urlop macierzyński to długo i krótko zarazem. Ale wystarczająco, by nabrać poczucia, że utknęło się w domu. A nie tak ma być. Zawalcz o to, by z satysfakcją mówić, że nie stoisz w miejscu.
A wszystko zaczęło się na urlopach macierzyńskich…
Mam dwie córeczki.
Na urlopach macierzyńskich napisałam doktorat (i mam zamiar jeszcze w trakcie obecnego urlopu go obronić 😉 ).
Prowadzę blog, który w innych okolicznościach prawdopodobnie nigdy by nie powstał, bo pewnie… nie pomyślałabym nawet o jego założeniu!
Sama zrobiłam swoją stronę internetową – mimo że moja wiedza na ten temat była zerem absolutnym. Nie wiedziałam nawet, gdzie mam kupić domenę i co to jest WordPress…
Rozwinęłam się kulinarnie (i nie mówię tylko o tym, że codziennie trzeba po prostu zrobić obiad, ale o próbowaniu różnych nowych przepisów i produktów, na co wcześniej pewnie nie miałabym po pracy ani czasu, ani ochoty). A gotowanie z 2-latką, kiedy młodsze dziecię śpi, jest super zabawą!
Zaczęłam słuchać audiobooków i podcastów (bo nie zawsze można znaleźć chwilę, żeby poczytać…). A audiobooka możesz słuchać wykonując wiele różnych czynności.
Ślędzę ulubione blogi i zaczęłam robić hybrydę na paznokciach! 😉
Wszystko to zaczęło się na dwóch urlopach macierzyńskich.
Robię tyle, ile mogę – ale robię
Oczywiście – są gorsze momenty, wpisane w macierzyństwo. Na wiele rzeczy nie mam wpływu. Wiele razy, mimo że zaplanowałam sobie coś do zrobienia na dany dzień – nic z tego nie wyszło. Ale uważam, że skupić się trzeba na tym, na co wpływ mam. Na tym, co mogę. Na tym, co dobre i wartościowe. Z czego jestem dumna i z czym sobie radzę. Robię tyle, ile mogę. Ale robię.
I kiedy patrzę na ten czas macierzyństwa, który już za mną – to jestem szczęśliwa i spełniam się.
A jeszcze tyle przede mną!
Powodzenia w Twoich działaniach!
Agnieszka
5 Odpowiedzi
Marysia
Świetny wpis 🙂
Od jakiegoś czasu kiedy coś mnie spotyka, robię w głowie pierwszą selekcję – czy mam na to wpływ? Jeśli tak – działam. Jeśli nie – przyjmuje co się dzieje i czekam na rozwój zdarzeń. Znacznie to redukuje zbędne nerwy 🙂 Spodobało mi się: „Robię tyle ile mogę, ale robię” – zapisuję 🙂
Agnieszka Żmuda
Marysiu, dziękuję za komentarz. Tak, to super ważne, by widzieć, na co mamy wpływ, a na co nie. To uczy akceptacji i spokoju 😉
Ludwik
Woooow fajnie 🙂 gratuluje determinacji. Bo chyba o determinacje tu chodzi 😉
Kasia
Agnieszka zdecydowanie podzielam Twoje zdanie!
Dla mnie czas urlopu macierzyńskiego był bardzo rozwojowy. W końcu miałam czas dogłębnie poznać siebie i swoje możliwości. Praca nad sobą przyniosła dużo korzyści, z których teraz, po powrocie do firmy, korzystam i mi służą. Nie boję się stwierdzić, że na zwolnienie lekarskie poszła dziewczyna realizującą cele swoich przełożonych i rodziny, a wróciła kobieta asertywna i świadoma swoich priorytetów.
Warto zadbać o to, aby ten czas został dobrze wykorzystany.
Agnieszka Żmuda
Kasiu, fantastycznie! 😉 Jesteś przykładem na to, jak można wycisnąć z tego czasu w domu to, co najlepsze i rozwinąć się! 😉
Pozdrawiam!